Internet rządzi naszym życiem. Ci, którzy mówią inaczej albo z niego nie korzystają, albo, mówiąc delikatnie, mijają się prawdą. Nawet fotografia ślubna zaczęła już intensywnie korzystać ze zdobyczy technologicznych współczesnego świata.
Zdjęcia ślubne dostępne na każde skinienie (i za jednym kliknięciem)
Nie mówimy tu tylko o tym, że większość fotografów ślubnych – nie licząc tych naprawdę starej daty – prezentuje swoją ofertę i przykładowe zdjęcia w wirtualnym portfolio, a raczej o praktycznym aspekcie, czyli dostępności zdjęć.
Kiedyś, żeby pokazać swoim gościom zdjęcia ze ślubu trzeba było sprosić całą rodzinę na wspólne oglądanie fotografii – z reguły przy kawie i ciastku (albo i czymś mocniejszym). Nie jest to specjalnie problematyczne w przypadku, gdy nasi najbliżsi mieszkają w okolicy. Gorzej gdy my jesteśmy w Zakopanem, a goście przyjechali z Sopotu. Ciężko od nich wymagać, żeby wpadli z wizytą na wspólne oglądanie zdjęć, a człowiek przecież bardzo chciałby pochwalić się swoim szczęściem. I nic w tym dziwnego.
Na nasze szczęście większość fotografów ma już w swojej ofercie zdjęcia ślubne publikowane w Internecie – zazwyczaj funkcjonalność taka jest zaimplementowana w ramach strony internetowej samego fotografa. W większości przypadków dostęp do zdjęć zablokowany jest hasłem, które otrzymują państwo młodzi – chyba że zdecydują się na dostęp publiczny, który stanie się także częścią portfolio fotografa.
Album ślubny w wersji cyfrowej
Oferta części z fotografów zawiera także tak zwane cyfrowe albumy ślubne, które maksymalnie naśladują wrażenie przeglądania prawdziwego albumu. Przeglądanie zdjęć zaczyna się od okładki, a przekładanie kolejnych wirtualnych kartek odbywa się przy dźwiękach szeleszczącego papieru. Dostęp do tej niezwykłej cyfrowej fotoksiążki uzyskuje się poprzez link otrzymany od fotografa, a sama zawartość jest zazwyczaj dostępna dopiero po podaniu hasła.
Inspiracją do napisania tego artykułu był wpis na blogu wrocławskiego fotografa ślubnego: gromolak.net.